O rozmowach służących bliskości

Czy można długo i często ze sobą rozmawiać i niewiele o sobie się dowiedzieć? Można!

Codzienne, zwykłe rozmowy:

Dialog A:

– Jak w pracy?

– Szef powiedział „to i to”, a koleżanka zrobiła „to i to”,

– Aha, i co dalej?

– Ja zrobiłem „to i to”.

Dialog B:

– Co u dzieci?

– Staś nie odrobił lekcji, a u Amelki w pokoju znowu jest bałagan. Zrób coś z tym!

– Ja? To ty coś zrób….

Często prowadzimy takie rozmowy. Mówimy, co się zdarzyło, co planujemy. Rozmawiamy o działaniu. Czasem pojawią się tu i ówdzie opinie: Ta X. to jednak idiotka…. Czasem nawet słowa, które można uznać za opisujące stan emocjonalny: Zdenerwowałam się, gdy się okazało, że muszę czekać.

Nieraz prowadząc terapię par, gdy dopytuję o rozmowy partnerów słyszę, że i owszem rozmawiają ze sobą, nawet często, ale tematy rozmowy nie wychodzą po za takie, jak powyżej dywagacje. Dywagacje, co tu i teraz w działaniu.

Można tak rozmawiać miesiące, nawet lata. To żaden problem, gdy rozmawiamy ze współpracownikiem, czy z urzędnikiem, dla którego jesteśmy petentem.

Problem pojawia się, gdy takie rozmowy prowadzimy z partnerem, partnerką, własnym dzieckiem, własnym rodzicem. Osobami nazywanymi „bliskimi”.

Takie rozmowy nie tworzą bliskości. Warunkiem bliskości jest poznanie drugiego człowieka. Poznanie nie tylko tego, co robi, jak się zachowuje, ale przede wszystkim tego, co przeżywa, myśli i czuje, co jest dla niego ważne, o czym marzy, czego pragnie i czego chce uniknąć. Aby tego się dowiedzieć nie wystarczy rozmawiać o bieżących sprawach.

Arthur Aron i jego współpracownicy w końcu lat 90-tych przeprowadzili eksperyment, który polegał na przeprowadzeniu rozmowy pomiędzy dwoma nieznajomymi sobie wcześniej osobami. Rozmowa przebiegała według scenariusza, który zawierał blisko czterdzieści pytań, które nawzajem zadawali sobie rozmówcy, a następnie omawiali swoje odpowiedzi. Celem eksperymentu było sprawdzenie, czy w ten sposób można zbudować poczucie bliskości między nieznajomymi. Okazało się, że jest to możliwe. Nawet tak bardzo możliwe, że jedna z uczestniczących w eksperymencie par stała się małżeństwem. Eksperyment był potem wielokrotnie powtarzany. Także podczas Tygodnia Małżeństwa w Białymstoku co roku nawiązują do niego Jarosław i Barbara Żukowscy – psychoterapeuci z Pracowni Psychoterapii i Psychoedukacji Integra. W ich wersji rozmowy toczą się między parami nieraz z długim stażem relacji i niezmiennie okazuje się, że pomiędzy nimi także wzrasta poczucie bliskości po takiej rozmowie. Pytania nie dotyczą tego, co rozmówcy dzisiaj jedli i co zrobili. To pytania m.in. o wartości, miłość, przyjaźń, marzenia, rzeczy ostateczne. Tematy tych pytań to oczywiście tylko pewne propozycje. Ich istota polega na sięganie w głąb siebie – pokazywanie się innym i widzenie innych takimi jakimi są.

Tak, jak ważna jest treść naszych rozmów ważne jest także jak je prowadzimy. Pytania w eksperymencie Arona na wpłynęłyby wzrost poczucia bliskości, gdyby spotykałyby się z powierzchownymi, może nawet nieszczerymi odpowiedziami. I na pewno cały eksperyment skończyłby się szybko, gdyby odpowiedzi spotkały się z krytyką, prześmiewaniem, czy ironią.

Bo rozmawiać o tym, co jest dla nas ważne, możemy szczerze i otwarcie tylko wtedy, gdy czujemy się bezpiecznie. Gdy wiemy, że spotkamy się z życzliwością i akceptacją. Blisko możemy być tylko z kimś, kto chce nas słuchać z otwartością i przyjąć nas takimi jakimi mu się pokażemy.

Nasze codzienne rozmowy – na wzór przedstawionych we wstępie dialogów – często są wymianą zdań, które wprawdzie wydają się być powiązane, lecz w istocie są odrębnymi monologami. Zdarza się, że wysłuchawszy słów drugiej osoby mówimy o tym, co się nam z nimi skojarzyło i dotyczy właściwie nas, a nie tej osoby. Usłyszawszy o trudnych uczuciach rozmówczyni do jej rodziców zaczynamy opowiadać o relacjach ze swoimi rodzicami. Na słowa o emocjonującej sytuacji w pracy przypominamy własne kłopoty. Innym „sposobem” na utrudnienie wytworzenia się poczucia bliskości podczas rozmowy jest udzielanie rad – może to nawet wynikać z jak najlepszych intencji. Zazwyczaj, gdy słyszymy „ja na twoim miejscu to zrobiłbym…” tracimy ochotę na dalsze mówienie o swoich przeżyciach (wiemy przecież, że tylko my jesteśmy na „naszym miejscu” i nikt inny nie wie tego, co my i nie ma takich możliwości jak nasze). A już ostatecznie wyklucza jakąkolwiek chęć do szczerej rozmowy usłyszenie słów: przesadzasz, nie masz racji, to głupie. Taką rozmowę kończymy pozostając w swojej samotności, czując smutek i złość.

A przecież każda wypowiedź może być początkiem rozmowy, w której doznamy poczucia bliskości. Wystarczy tylko wsłuchać w słowa rozmówcy i zajrzeć pod ich „powierzchnię”. Friedemann Shulz von Thun uważa, że w każdej wypowiedzi można dostrzec cztery wymiary: bezpośredni komunikat, apel, ujawnienie siebie i postrzeganie relacji z rozmówcą. Gdy partnerka mówi „dzisiaj jestem tak zmęczona, że nie mam siły na nic” (bezpośredni komunikat) to pod powierzchnią tych słów jest apel do partnera: „pomóż mi”, ujawnienie siebie: „bywam słaba” i informacja o relacji: „na tyle czuję się dobrze z tobą, że mówię o swojej słabości i mogę prosić cię o pomoc”. Słysząc właściwie większość komunikatów możemy zareagować na to, co się kryje pod powierzchnią słów. W ten sposób nawet codzienne zwykłe wymiany zdań mogą przerodzić się w rozmowy sprzyjające rozwojowi poczucia bliskości. Wymaga to przede wszystkim chęci, ale także umiejętności myślenia o tym, jak mogą myśleć inne osoby. To może być trudniejsze aczkolwiek – przy pewnej dozie treningu – osiągalne.

Rozmowy mogą służyć bliskości. Mogą być też sposobem na unikanie bliskości. Gdy zmieniamy temat zaproponowany przez rozmówcę, milkniemy, oceniamy, krytykujemy, radzimy, tłumaczymy z poczuciem wyższości (sytuacja, gdy mówimy „ty nie masz racji – to ja mam rację”) to w istocie oddalamy się od innych ludzi. Zdarza się to zapewne każdemu. Warto jednak siebie zapytać, z czego wynika ta chęć zachowania lub nawet powiększenia dystansu. Bliskości nie chcemy i nie możemy mieć z każdym. Więc może to być nasze świadome, celowe działanie. Tak wybieramy. Może jednak dziać się coś nie w pełni dla nas świadomego. Po co chcemy uniknąć bliskości? Może boimy się jej? Może boimy się jej tylko z tą osobą, a może też z każdą? Jeżeli się boimy to, z czego wynika ten lęk? Odpowiedzenie sobie na te pytania pozwoli nam siebie lepiej zrozumieć i podejmować działania, które będą bardziej zgodne z nami. Może się okazać, że bliskości nam brakuje bo sami jej sobie odmawiamy sabotując swoje relacje. Wówczas możemy zdecydować się na zmianę swoje postawy. Otworzyć się na innych – pokazać się im i przyjąć ich. Wówczas przestaniemy być samotni…

Artur Brzeziński

fot.: media.dods.uk.co




Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję