Wymiary bliskości

bliskośćNikt nie jest samotną wyspą.
Thomas Merton

Potrzebujemy powietrza, wody, pożywienia, schronienia i … innych ludzi. Potrzebujemy ich, aby wspólnie radzić sobie z wyzwaniami codziennego i niecodziennego życia. Potrzebujemy ich, aby się razem bawić, smucić, dzielić się marzeniami i troskami. Oczekujemy, że otrzymamy od innych zrozumienie i wsparcie. Jesteśmy też gotowi im to dawać.

Nasze relacje z innymi ludźmi można rozróżnić według kryterium dystansu pomiędzy nimi, a nami. Dystansu nie fizycznego (choć ten wymiar też ma znaczenie), lecz mentalnego. Najdalej są ci, których codziennie mijamy na ulicach, w sklepach. Większość z nich jest dla nas niezauważalna. Ot, czasem przelotnym spojrzeniem zarejestrujemy nietypowe zachowanie, strój. Nic nas z nimi nie łączy prócz chwilowego przebywania w tej samej przestrzeni. Bliżej jest pani ze sklepu, w którym robimy codziennie zakupy. Uśmiechamy się, mówimy dzień dobry, życzymy miłego dnia. Wiemy o swoim istnieniu i to wszystko. Jeszcze bliżej są sąsiedzi, znajomi w pracy. Im jesteśmy bliżej, tym więcej wiemy o drugim człowieku więcej i on wie o nas. Zaczynamy dostrzegać jego emocje i on widzi nasze. Zbliżając się stajemy się ważni dla siebie. Bierzemy nawzajem pod uwagę swoje oczekiwania, uczucia. Dostosowujemy swoje zachowanie w imię dbałości o relacje.

Najbliżej wydają się być członkowie rodziny, z której się wywodzimy. Rodzice, można tak czasem myśleć, wiedzą o swoich dzieciach wszystko (przynajmniej wtedy, gdy dzieci mają te kilka lat…). W lot rozpoznają ich emocje, znają przyzwyczajenia, „wiedzą”, co powiedzą i jak zareagują. Zdarza się, że rodzice widzą je takie, jakie są – z ich możliwościami oraz ograniczeniami. I przyjmują je bezwarunkowo i z pełną akceptacją. Dziecko, widziane i akceptowane, może przyjść ze swoimi radościami i troskami do rodzica i zostanie wysłuchane, utulone. Poczuje, że ktoś jest z nim, troszczy się o nie i je wspiera. Z takimi dorosłymi jest mu bezpiecznie. Do takiej relacji będzie też dążyło w swoim dorosłym życiu. Będzie szukało kogoś, jako już dorosły człowiek, przyjmie go takim jaki jest i będzie gotowy dać taką akceptację tej drugiej osobie.

Doświadczanie bliskości to jeden z warunków szczęśliwego życia. Bliskość daje nam poczucie bezpieczeństwa, ufności i tego, że jesteśmy zrozumiani. Gdy jesteśmy z kimś blisko nie czujemy samotności.

Cztery wymiary bliskości

Zdaniem Ziyada Marara bliskość ma cztery wymiary: emocje, życzliwość, wzajemność i sekretność. Osoby dla nas dalekie nie budzą w nas emocji. To, czy dzieje się im dobrze, czy źle jest właściwie dla nas obojętne. Wobec ich nieszczęścia najwyżej poczujemy cień współczucia wynikający z naszego ludzkiego poczucia wspólnoty. Także, to czy myślą o nas „źle” może być odebrane jako ukłucie przykrych emocji, ale nie zajmujemy sobie tym głowy. Relacje z osobami nam najbliższymi są przepojone emocjami. Cieszymy się ich radością, ich smutek jest naszym smutkiem. Ich słowa i czyny budzą w nas silne emocje. Życzliwość to kolejny wymiar bliskości. Zależy nam na dobrym samopoczuciu bliskich nam osób. Więc gdy przeżywają trudne emocje chcemy być z nimi i pomóc im w poradzeniu sobie z nimi. Pocieszamy, uspokajamy, wspólnie się cieszymy. I liczymy na wzajemność. Bliskość to stan, który pojawia się między dwoma osobami. Nie można czuć bliskości z kimś, kto tej bliskości nie czuje z nami. Bliskość to wzajemność. Ile byśmy uwagi nie poświęcali postaci np. z telewizji (celebrycie, fikcyjnemu bohaterowi serialu), jak wiele emocji ta postać w nas nie wywoływała, na ile byśmy się z nią zgadzali i upodobniali, jak jej dobrze nie życzyli to nie ma między nami a nią bliskości. Jest tylko nasza tęsknota… Bliskość to dbanie nawzajem o swoje emocje, dzielenie się nimi – „życzliwość Twoja wobec mnie i moja wobec Ciebie”. Bliskość oznacza także wyłączność i sekretność. Nie można być blisko ze wszystkimi. Będąc blisko z kimś pokazujmy mu siebie takimi jakimi jesteśmy, bez udawania i prób tworzenia kontrolowanego wrażenia. Pokazujemy swoje słabości i ograniczenia. Postępujemy tak, bo czujemy się bezpiecznie. Bo mamy nadzieję, ufamy, że ta druga osoba nie skrzywdzi nas. Wiedza o naszych słabościach zostanie pomiędzy nami.

Ryzyko bliskości

Dążenie do bliskości doświadczanie bliskości wiąże się z ryzykiem. Pokazując swoje silne strony i swoje ograniczenia wystawiamy się na atak. Ta druga osoba może mieć wobec nas złe zamiary. Może chcieć nas wykorzystać. Może być nieuważay. Możemy zostać źle zrozumiani, ocenieni, skrytykowani i nie dlatego, że ta druga osoba celowo chce nam zrobić krzywdę (to też jest możliwe). Może po prostu akurat w tej chwili zabrakło tej drugiej osobie uwagi. Może nie wysłowiliśmy się precyzyjnie. Może trafiliśmy na jakiś wrażliwy punkt osoby (a ta wrażliwość nie wynika z relacji z nami). Może tej osobie zabrakło odpowiednich kompetencji komunikacyjnych. Może ma inny poziom wrażliwości emocjonalnej niż my. Może mieć jednak dobre intencje, zależy jej na nas, na bliskości z nami. Urażeni możemy się wycofać, możemy nawet zaatakować. I bliskość znika, choć obu osobom na niej zależy.

Budowanie bliskości

Bliskość budujemy poprzez wiele sytuacji. Nie zalewamy innego informacjami o sobie i swoimi emocjami. Nie oczekujemy tego też od tej drugiej osoby. Zdarza się, że czujemy się nieswojo poznając tajemnice „nie – bliskich” dla nas osób. Stopniowo ujawniamy się uważnie obserwując tą drugą osobę. Ona czyni tak samo. Zbliżamy się najpierw nieśmiało ujawniając „naszą prawdę” o sobie. Jeśli to, co widzimy jest dla nas atrakcyjne, jeśli czujemy, że my sami jesteśmy przyjmowani przez tą inną osobę to odsłaniamy siebie coraz bardziej. Sprawdzamy reakcje. Jesteśmy gotowi do ucieczki lub dalszego zaangażowania. I mogą się zdarzyć chwile, kiedy poczujemy zawód. Już myśleliśmy, że znaleźliśmy kogoś bliskiego, ale ta druga osoba zachowała niezgodnie z naszymi oczekiwaniami. Wówczas wycofujemy się. Może nawet kończymy relację. Może się tak zdarzyć, że to druga osoba podejmie decyzję o zerwaniu relacji. Wówczas my czujemy się odrzuceni. Mieliśmy nadzieję, czuliśmy się coraz lepiej a wszystko stało się „nie tak”.

Jesteśmy zranieni, a ta rana jest tym boleśniejsza im większe kłopoty mieliśmy z bliskością w domu rodzinnym. Bo nie wszyscy rodzice rzeczywiście (a nie deklaratywnie) przyjmują swoje dzieci, takimi jakie są. Nie wszyscy ojcowie i matki chcą słuchać o smutku ich dzieci, pozwalać im na złość i akceptować to, że mogą być niezgodne z ich oczekiwaniami. Postępują tak, bo sami nie otrzymali tego od swoich rodziców. Taka smutna sztafeta pokoleń…Wówczas takie już „duże” dzieci gdzieś w głębi serca mają nadzieję na bliskość w dorosłym świecie. Rozpaczliwie jej poszukują i bardzo boją się, że znowu jej nie znajdą. Ten lęk powoduje, że czujnie wypatrując oznak zagrożenia dla relacji potrafią je zauważyć tam, gdzie ich nie ma lub mogą przy odrobinie wysiłku zostać przezwyciężone.

Wówczas każde odrzucenie będzie dla nich katastrofą. Bez względu, czy to one dorzuciły, czy zostały odrzucone. Po każdym takim zawodzie trudniej im nawiązać kolejną bliską relację. Znowu jesteśmy sami…

Możemy przeżyć tak całe życie. Z czasem przestajemy nawet szukać bliskości. Przecież „wiemy”, jacy są ludzie i czym kończą się próby zbliżenia. Pozostaje nam smutek, żal i samotność. Powoli przyzwyczajamy się do tego. Znajdujemy aktywności, które pozwalają nam o tej samotności zapomnieć. Ratujemy świat, innych ludzi, zwierzęta, tworzymy, działamy, modlimy się. Takiego dokonujemy wyboru. Możemy też mimo poczucia skrzywdzenia – dać sobie i temu drugiemu człowiekowi jeszcze jedną szansę…

Artur Brzeziński

fot. wallpaper.com




Używamy plików cookies, aby ułatwić Ci korzystanie z naszego serwisu oraz do celów statystycznych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zarządzać cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej informacji jest dostępnych na stronie Wszystko o ciasteczkach.

Akceptuję